Pływająca "Hiroszima", czyli awaria K-19 - 4 lipca 1961

4 lipca 1961 na Północnym Atlantyku doszło do poważnej awarii na pokładzie atomowego okrętu podwodnego K-19, należącego do marynarki wojennej ZSRR. Jeden z pierwszych atomowych nosicieli rakiet z głowicami jądrowymi przebywał na patrolu operacyjnym na Północnym Atlantyku na głębokości 200 metrów, gdy w lewoburtowym reaktorze jądrowym doszło do poważnego wycieku chłodziwa z obiegu pierwotnego, spowodowanego pęknięciem kołnierza jednego z zaworów głównych. W normalnych warunkach pracy chłodziwo, czyli woda destylowana przepływało przez układ pod ciśnieniem 200 atmosfer, więc znaczna ilość chłodziwa wydostała się z obiegu i w postaci radioaktywnej pary o temperaturze 300 stopni Celsjusza skaziła pomieszczenie reaktora. Gdy chłodziwo pozostałe jeszcze w obiegu zaczęło wrzeć reaktor samoczynnie wyłączył się, jednakże rdzeń reaktora nagrzewał się nadal w niekontrolowanej reakcji chemicznej. Marynarze radzieccy podjęli prace ratunkowe usiłując odtworzyć obieg chłodzenia reaktora, gdyż wzrost temperatury powyżej 800 stopni groził stopieniem rdzenia, co byłoby równoznaczne z utratą jednostki i gigantycznym skażeniem. Ochotnicy z wachty maszynowej (zgłosiła się cała wachta) pracowali bez jakichkolwiek skafandrów chroniących przed promieniowaniem w dwuosobowych zespołach po kilka minut w środowisku, w którym napromieniowanie wynosiło minimum 50 Rentgenów na godzinę. Ludzie ci zbudowali od podstaw nowy układ chłodzenia obchodząc uszkodzony zawór i jako chłodziwa użyli wody pitnej. Dzięki ich poświęceniu udało się obniżyć temperaturę rdzenia do 400 stopni, zapłacili za to jednak wysoką cenę - 8 marynarzy z zespołu naprawczego zmarło na chorobę popromienną w ciągu tygodnia, a kolejnych 14 w ciągu kilku lat po wypadku. Przyczyną katastrofy był błąd w obsłudze reaktora jeszcze podczas prac przygotowawczych w porcie - wskutek gwałtownego skoku ciśnienia w układzie do 400 atmosfer, doszło prawdopodobnie do zmian zmęczeniowych w strukturze pechowego zaworu. Nie był to pierwszy wypadek z reaktorem na pokładzie, ale po tej katastrofie marynarze nazwali swą jednostkę nieoficjalnie "Hiroszimą". Ponieważ skażeniu uległ cały okręt potrzeba było wielu zabiegów dekontaminacyjnych, aby przywrócić jednostkę do służby, a sekcja reaktora została po prostu z jednostki usunięta i zatopiona w Morzu Karskim. K-19 był na prawdę pechową jednostką - w późniejszej służbie, 15 listopada 1969 zderzył się na Morzu Norweskim z amerykańskim okrętem podwodnym USS "Gato", a 24 lutego 1972 życie na nim straciło kolejnych 28 marynarzy wskutek pożaru. Po tym wydarzeniu uratowany kolejny raz okręt wycofano z aktywnej służby i przebudowano na platformę testową nowych systemów rakietowych. K-19 wycofano ze służby 19 kwietnia 1990 i po upływie kilkunastu lat zezłomowano.

Komentarze