Na skrzydłach Boskiego Wiatru - powstanie i działania japońskich Specjalnych Sił Uderzeniowych


"Jesteście już właściwie żywymi Bogami, 
pozbawionymi wszelkich ziemskich pożądań. 
Zamelduję u Tronu o waszych dokonaniach."

Wiceadmirał Takijuro Onishi w ostatnich słowach rozkazu
wylotu dla pierwszej grupy pilotów. 
Mabalacat, Filipiny 25 października 1944 roku  

Powstanie Specjalnych Jednostek Uderzeniowych

Jeszcze wiosną 1944 roku sytuacja Cesarstwa Japonii w wojnie na Pacyfiku nie była krytyczna. Mimo strategicznej defensywy i ciężkich strat poniesionych na Południowym Pacyfiku udało się odtworzyć siłę uderzeniową Połączonej Floty - Flota Operacyjna działała siłą 9 lotniskowców z 460 samolotami na pokładach. Lotnictwo bazowe marynarki i lotnictwo armii były liczniejsze niż kiedykolwiek i wszystkie te czynniki pozwalały sądzić japońskim strategom, że możliwy jest przełom w wojnie, że uda się zatrzymać amerykański pochód. Wszystko zmieniła katastrofalna kampania mariańska i bitwa na Morzu Filipińskim. Utrata trzech lotniskowców i prawie całego zaangażowanego w operację A-GO lotnictwa marynarki uświadomiła japońskim planistom cały dramat sytuacji. Amerykanie mieli lepszy sprzęt lotniczy, posiadali dużą przewagę w poziomie wyszkolenia lotników i przede wszystkim tak dużą przewagę liczebną, że niemożliwym było prowadzenie normalnych operacji lotniczych. Japończycy stracili ponad 600 samolotów nie uzyskując przy tym żadnych poważniejszych sukcesów. Już po odwrocie Floty Operacyjnej do baz macierzystych niezależnie od siebie kilku oficerów lotnictwa marynarki wysunęło tezę o konieczności rozpoczęcia ataków samobójczych na amerykańskie okręty, wobec braku perspektyw odniesienia sukcesu w konwencjonalnych atakach. Kwatera Główna odniosła się sceptycznie do tej idei, stawiając na gorączkowe odtwarzanie zdziesiątkowanych sił powietrznych przed zbliżającym się wielkimi krokami atakiem sił amerykańskich na Filipiny. Ewentualna utrata tego archipelagu odcinała Japonii drogi dostaw surowców strategicznych z Indii Holenderskich i Malajów i w zasadzie równała się ostatecznej klęsce w wojnie. W tych okolicznościach na Filipiny przybył w dniu 17 października 1944 roku nowy dowódca stacjonującej tam I Floty Powietrznej marynarki - wiceadmirał Takijiro Onishi. Pierwsze raporty sytuacyjne uświadomiły mu w jak złej sytuacji są podległe mu siły - lotnictwo marynarki było tak osłabione, że nie było w stanie nawet zorganizować bojowego patrolu powietrznego i musiały poprosić o pomoc jednostki lotnicze armii. W tej sytuacji Onishi stwierdził, że sytuacja dojrzała do podjęcia radykalnych działań. Dwa dni później wraz ze swym sztabem przybył do bazy lotniczej Mabalacat, miejsca stacjonowania myśliwskiej 201 Kokutai i zwołał naradę. Po oficjalnym powitaniu zwrócił się do zgromadzonych oficerów tymi słowy:

"Moim zdaniem istnieje tylko jeden sposób, aby nasza skąpa siła 
dała maksimum efektu - zorganizowanie jednostek uderzeniowych
myśliwców "Zero" uzbrojonych w 250 kilogramowe bomby. 
Z nimi na pokładzie każdy z myśliwców uderzy w lotniskowiec wroga - co o tym myślicie?"

Po tych słowach w pokoju zapadła cisza. Dowódca 201 Kokutai, komandor porucznik Tamai nie wytrzymał atmosfery i wyszedł z pokoju. Gdy po kilku chwilach powrócił Onishi stwierdził, że konsultował już swój pomysł z komandorem Yamamoto i ów go zaaprobował. To przełamało opór Tamai. Podjęto decyzję o utworzeniu ochotniczej jednostki uderzeniowej, której nadano nazwę Tokubetsu Kogekitai. Komandor Tamai zwrócił się do 23 lotników podoficerów z propozycją zgłoszenia się na ochotnika do wykonania zadania i wszyscy po krótkiej chwili się zgłosili. Ustalono, że stanowisko dowódcy pierwszej formacji powierzyć należy kapitanowi Yukio Seki, weteranowi z ogromnym doświadczeniem, absolwentowi Akademii Marynarki Wojennej. 
Pożegnanie grupy uderzeniowej kapitana Seki.
Kapitan Seki wyraźnie poruszony po chwili podjął się misji. Potem, krótko przed śmiercią wyznał współtowarzyszom, że jego akces do jednostki specjalnej nie był dobrowolny, lecz miał formę rozkazu. Wbrew powszechnej opinii, że udział w misjach Specjalnych Sił Uderzeniowych był czynem dobrowolnym i siły te stanowili ochotnicy musimy zauważyć specyficzne uwarunkowania w jakich znalazły się setki japońskich pilotów. Żyli w świecie, w którym człowiek w zasadzie pozbawiony był indywidualnych cech osobowości, gdyż liczyła się tylko zbiorowość. Poświęcenie się w imię zbiorowości było oczywistym wyborem, wobec którego nie było żadnej alternatywy. Odmowa po prostu nie wchodziła w grę - był to efekt wielowiekowego kultywowania tradycji samurajskich zebranych w Kodeks Bushido i wychowywania całych pokoleń Japończyków w atmosferze całkowitego posłuszeństwa. Inspiracją dla członków Specjalnych Sił Uderzeniowych byli zresztą piloci, którzy w poprzednich bitwach z własnej inicjatywy postanowili poświęcić życie atakując amerykańskie okręty, więc odsetek autentycznych ochotników był bardzo wysoki. Komador porucznik Murata kierując swą płonąca maszynę na amerykański lotniskowiec, czy kapitan Tomonaga lecący do ataku na lotniskowiec "Yorktown" z paliwem na przelot tylko w jedną stronę mieli wielu naśladowców.

Filipiny

25 października 1944 roku po krótkiej ceremonii pożegnania, podczas której pilotów pożegnał cały zebrany personel bazy, pięć myśliwców "Zero" prowadzonych przez Yukio Seki w asyście myśliwców eskorty wzniósł się w powietrze i skierował w stronę swego przeznaczenia. 
Start pierwszej zorganizowanej grupy Specjalnych Sił Uderzeniowych - kapitan Seki w pierwszej maszynie. Baza Mabalacat, Filipiny 25 października 1944 roku.
Podczas ceremonii pożegnania śpiewano wspólnie patriotyczne pieśni, ofiarowano pilotom chusty Hachimaki pokryte patriotycznymi sloganami, którymi następnie piloci przepasali głowy. Dowódca jednostki ofiarował pilotom tradycyjne miecze samurajskie, z którymi piloci udawali się w ostatnią misję. Kulminacyjnym momentem był toast wznoszony przez pilotów ostatnią w życiu czarką sake na cześć Cesarza i Japonii połączony z ceremonialnym ukłonem. Piloci wznosili tradycyjne okrzyki i udawali się do swych maszyn. Wielu z nich leciało z symbolicznymi urnami mającymi zawierać prochy poległych przyjaciół, wielu umawiało się na spotkanie w zaświatach w Yasukuni - świątyni poświęconej poległym bohaterom wojennym. 
Ostatnia czarka sake przed misją.
Japońskim pilotom startującym tego dnia z Mabalacat dopisało szczęście - na ich drodze znalazł się zespół amerykańskich lotniskowców eskortowych. W podjętym ataku, którego charakter zaskoczył całkowicie amerykańskich marynarzy pierwszy "Zero" uderzył w lotniskowiec "Kitkun Bay" uszkadzając pomost dowodzenia. Kolejne dwie maszyny próbowały zaatakować lotniskowiec "Fanshaw Bay", ale zostały zniszczone wściekłym ogniem artylerii przeciwlotniczej. Ostatnia para obrała sobie za cel lotniskowiec "White Plains". Jeden z atakujących "Zero" spadł do morza, drugi uszkodzony zmienił cel na lotniskowiec "St. Lo". Uderzył w pokład lotniczy wywołując wielki pożar. Po chwili ogień dotarł do magazynu bomb lotniczych, których eksplozja przypieczętowała los okrętu. 
Płonący lotniskowiec eskortowy "St. Lo"
Także 26 października okręty amerykańskie stały się obiektem ataków japońskich pilotów i uszkodzeniom uległy kolejne okręty. Wynik ataku odebrano jako wielki sukces - pomijając wyolbrzymienie amerykańskich strat udało się zatopić amerykański lotniskowiec. Ogromny entuzjazm ogarnął dowódców kolejnych jednostek lotniczych, przystępujących kolejno do ataków specjalnych. nawet początkowy przeciwnik organizacji Specjalnych Sił Uderzeniowych wiceadmirał Fukudome dowodzący 2 Flota Powietrzną na Formozie pod wrażeniem bezskuteczności konwencjonalnych ataków swych sił wydał zgodę na formowanie jednostek specjalnych z pośród podległych mu jednostek lotniczych. W zasadzie działania te nie mieściły się w początkowych intencjach admirała Onishi, który wyobrażał sobie działania niedużymi grupami prowadzonymi przez doświadczonych oficerów, tym czasem w ciągu kolejnych czterech miesięcy do Specjalnych Sił Uderzeniowych skierowano około 2000 maszyn. 
Przed ostatnią misją.
Japońskim pilotom udało się poważnie uszkodzić wiele amerykańskich okrętów, w tym tych najcenniejszych - lotniskowców uderzeniowych. Klęska na Filipinach i pogarszająca się sytuacja na Wyspach Macierzystych skłoniła do przyłączenia się do misji specjalnych także lotnictwo armii. Rozpoczęto formowanie dużych jednostek specjalnych do których kierowano młodych pilotów wprost ze szkół. Wielu doświadczonych weteranów stanęło w opozycji do podjętych z takim rozmachem działań, ale ich sprzeciw miał marginalne znaczenie. Całą Japonię ogarnął duch Kamikaze.

Kulminacja pod Okinawą

Po upadku Filipin większość jednostek lotniczych armii i floty znalazła się na lotniskach Wysp Macierzystych. Utrata dostępu do surowców strategicznych, w tym ropy naftowej wywołały ogromny kryzys sił powietrznych - nie tylko spadła ilość i jakość produkowanych samolotów, ale przede wszystkim z braku paliw ograniczono program szkolenia nowych pilotów do tego stopnia, że nie potrafili oni wykonywać najbardziej podstawowych figur akrobacji lotniczej. Po lądowaniu amerykańskich oddziałów na Iwo Jima. Marynarka odpowiedziała jedynie jedną akcją 21 lutego 1945 roku, kiedy formacja 20 samolotów zaatakowała amerykańskie okręty zatapiając lotniskowiec eskortowy "Bismarck Sea" i poważnie uszkadzając wielki lotniskowiec "Saratoga". 
Myśliwiec "Zero" na sekundy przed uderzeniem w amerykański pancernik.
W tym czasie Amerykanie wprowadzili wielkie zmiany w organizacji swych sił morskich, aby zminimalizować niebezpieczeństwo płynące z japońskiej taktyki. Na lotniskowcach ogromną większość samolotów stanowiły myśliwce, okręty otrzymały dodatkowe działka przeciwlotnicze i wprowadzono system stałego dozoru radiolokacyjnego pełnionego przez niszczyciele wysunięte daleko przed główne siły. Do kolejnego masowego użycia Specjalnych Sił Uderzeniowych doszło na wodach oblewających Okinawę, po amerykańskim lądowaniu na tej wyspie w kwietniu, maju i czerwcu 1945 roku, zakodowanych jako "Operacja Kikusui". Wprowadzone przez Amerykanów zmiany mogły zmniejszyć wysokość strat ponoszonych wskutek japońskich ataków, ale nie mogły ich całkowicie zniwelować, tym bardziej, że w największym ataku wzięło udział 355 samolotów w kilku formacjach. W sumie od 6 kwietnia do 22 czerwca udział w atakach wzięło 1465 samolotów Specjalnych Sił Uderzeniowych działających z baz w Japonii i kolejne 250 z baz na Formozie. Spowodowały one wielkie straty - zatopiono 38 okrętów amerykańskich, a kolejnych 386 odniosło uszkodzenia. 
Bombowiec marynarki B6N "Tenzan" na sekundy przed uderzeniem w swój cel.
Wśród zatopionych jednostek nie było wielkich okrętów - jeszcze podczas kampanii filipińskiej okazało się, że myśliwce lub lekkie bombowce nie są w stanie przebić grubego pancerza wielkich okrętów liniowych i spowodować poważnych uszkodzeń. Równie trudno było posłać na dno lotniskowiec - wiele odniosło katastrofalne uszkodzenia, ale sprawne działania służb ratowniczych potrafiły ocalić nawet najciężej uszkodzone okręty. Niemniej jednak wielkie straty ponosiły załogi amerykańskich okrętów. 
Lotniskowiec USS "Intrepid" atakowany przez japońską maszynę tuz przed trafieniem.
Straty amerykańskie osiągnęły taki poziom, że do działań skierowano nawet brytyjskie lotniskowce. Do uderzeń na wodach Okinawy użyto nie tylko wszystkich dostępnych samolotów bojowych, ale nawet maszyny już wycofane ze służby lub szkolne. Pojawiła się także broń specjalna - samolot pocisk "Ohka" z pilotem transportowany w pobliże celu przez bombowiec marynarki Mitsubishi  G4M, ciężar pocisku  ograniczał jednak osiągi bombowca tak dalece, że formacje tych maszyn były dziesiątkowane przez amerykańskie myśliwce daleko od amerykańskich okrętów. 
Samolot pocisk "Ohka" zdobyty przez Amerykanów na Okinawie.
W sumie "Ohka" nie odniosły większych sukcesów ponosząc wielkie straty. Od zakończenia walk na Okinawie działalność Specjalnych Sił Uderzeniowych choć mocno ograniczona trwała dalej. Posiadane jeszcze samoloty oszczędzano na spodziewany desant amerykański na Wyspy Japońskie. W owym czasie dowództwo japońskie nie liczyło już na napływ ochotników i kierowało do operacji specjalnych całe jednostki lotnicze stosownymi, lecz kategorycznymi rozkazami. Wśród pilotów, którzy znaleźli śmierć na wodach oblewających Okinawę było wielu nastolatków skierowanych do walki wprost ze szkół lotniczych. 

Działania bojowe Specjalnych Sił Uderzeniowych kontynuowano do ostatnich dni wojny. Jeszcze 15 sierpnia 1945 roku w jednym z ostatnich ataków poległ admirał Matome Ugaki, dawny szef sztabu admirała Yamamoto. Admirał Takijiro Onishi popełnił samobójstwo 16 sierpnia 1945 roku.

Wynik

Mimo odwagi i poświęcenia japońskich pilotów nie byli w stanie odwrócić losów wojny. Działania Specjalnych Sił Uderzeniowych kosztowały życie 2525 pilotów marynarki i 1387 pilotów armii, choć jak po wojnie szacował wywiad amerykańskiej marynarki, aż 14,5 % pilotów japońskich przeżywało uderzenie we wrogi okręt. Spowodowali oni zatopienie 57 jednostek amerykańskich i spowodowali uszkodzenia na dalszych 430 od lotniskowców floty począwszy na okrętach desantowych skończywszy. 
Kapral Araki Shimbu ze swoim szczeniakiem na pożegnalnej fotografii. 
Wszyscy widoczni na nim chłopcy polegli dzień po wykonaniu zdjęcia, 27 maja 1945 roku. 
Straty w ludziach były bardzo duże i wyniosły około 4900 zabitych i blisko 5000 rannych. Piloci japońscy zostawili po sobie wstrząsąjące świadectwo w postaci setek pożegnalnych listów i tradycyjnych poematów haiku, których lektura jest głębokim i poruszającym przeżyciem.

"Jak śnieżnobiały kwiat wiśni 
O wiosennej porze 
Opadniemy,
Nieskalani i promienni"

Pilot Specjalnych Sił Uderzeniowych 
w pożegnalnym liście do rodziny 


Komentarze