4 lipca 1610 doszło do bitwy pod Kłuszynem pomiędzy polskimi wojskami, a armią rosyjską posiłkowaną przez zachodnioeuropejskich najemników. Bitwa była wynikiem wyprawy wojsk polskich na Rosję podczas głębokiego kryzysu rosyjskiego państwa znanego jako "Wielka Smuta". Państwem Carów targały głębokie wstrząsy wywołane wojną domową o władzę po śmierci Borysa Godunowa. Wmieszały się w tę walkę polskie rody magnackie lansując na tron moskiewski Dymitra zwanego Samozwańcem - rzekomo cudownie ocalały syn Iwana Groźnego. Samozwaniec przy wsparciu Polaków zdobył Moskwę, ale utrzymał się u władzy tylko rok. Po zamordowaniu pierwszego Samozwańca na tron wstąpił lider partii bojarskiej Wasyl Szujski, który zmagał się z powstaniem mas chłopskich i kolejnym Dymitrem Samozwańcem. Pod naciskiem magnatów Król Zygmunt III Waza włączył się do konfliktu domagając się tronu carów dla swego syna, królewicza Władysława. Pod pretekstem sojuszu rosyjsko-szwedzkiego Polska wypowiedziała w 1609 wojnę Rosji i armia dowodzono przez hetmana Żółkiewskiego wkroczyła na smoleńszczyznę. Osłabiona wojną domową armia rosyjska była zbyt słaba, aby zatrzymać postępy Polaków - oddziały Szujskiego zamknęły się w Smoleńsku, jednocześnie Szujski zebrał nową armię w Kałudze i ruszył na odsiecz twierdzy. Spotkałem się z wieloma fantastycznymi opisami bitwy - możemy dowiedzieć się na przykład o tym, że kilkuset husarzy rozgromiło wielotysięczną armię moskiewską, a na użytek gładko ogolonych fanów czasopisma "Szczrbiec" stosunek sił z roku na rok staje się dla Polaków coraz bardziej niekorzystny. Fakty są takie, że o ile armia rosyjska miała faktycznie sporą przewagę liczebną - 30 000 do 7000 ludzi. Rdzeń polskich oddziałów stanowiły chorągwie husarskie - liczyły 5500 ludzi, reszta to drobne oddziałki piechoty i lekkiej jazdy. Armia Szujskiego w swej masie była w rzeczywistości lada jak uzbrojoną i niezdyscyplinowaną masą chłopską, większą wartość miały jedynie liczące około 4500 ludzi cudzoziemskie oddziały Jakuba De la Gardie. Starcie tych oddziałów z husarią - ciężką jazdą przełamującą szyki wroga sama swą masą musiał wyglądać jak atak współczesnych czołgów na tłum antyglobalistów. Bitwa rozstrzygnęła się szybko - pierwszy atak husarii zmiażdżył masy piechoty moskiewskiej, której pomóc nie mogła piechota cudzoziemska zaangażowana w walkę z polską demonstracją. Husaria rozgromiła też jazdę moskiewską, próbującą stosować taktykę karakolu i cała armia Szujskiego rzuciła się do panicznej ucieczki. Wielkość polskiej husarii to łabędzi śpiew kawalerii na polach bitew - w zachodniej Europie wobec rozwoju broni palnej uznano, że kawaleria winna jedynie osłaniać piechotę. Stosowano walkę wspomnianym karakolem - jazda uszykowana w kilka szeregów zajeżdżała przed front przeciwnika i prowadziła ogień z pistoletów. W rzeczywistości siła ognia piechoty była zbyt mała aby zatrzymać szarżę husarii wyposażonej w długie na 4 lub 5 metrów kopie, które mogły przerwać szyk obronny pikinierów. Paradoks polega na tym, że husaria tak długo pozostawała dominującą siłą na polach bitew, jak długo ścierała się z przeciwnikiem nie dysponującym dostateczną siłą ognia. Na przykład husaria po Kircholmie nie radziła sobie z szykiem obronnym szwedzkiej piechoty, ale jeszcze przez długie dziesięciolecia była skuteczna w walkach ze słabo wyposażonymi w broń palną, Rosjanami i Turkami. Problemem było oparcie sił obronnych państwa polskiego na kosztownych oddziałach husarskich przy słabości piechoty i artylerii. Próbował to zmienić król Jan Kazimierz preferujący liczne i dobrze wyszkolone formacje piesze, ale ogólny stan państwa wyniszczonego najazdami i wojnami nie pozwolił na szerszą reformę sił zbrojnych, które po niemal stu latach nadal składało się z husarii, pancernych i piechoty typu holenderskiego, formacji zupełnie zapóźnionych taktycznie i technologicznie. Paradoks jest taki, że masy kawalerii ostro szarżujące na białą broń pojawiły się ponownie na polach bitew w końcu XVII i w XVIII wieku, czyli w czasie, kiedy polska kawaleria zatraciła swą przebojowość i wartość bojową.
Komentarze
Prześlij komentarz