Na pole bitwy podchodziły nowe oddziały - obaj głównodowodzący mimo poważnych obiekcji zdecydowani byli walczyć pod Gettysburgiem. Generał Meade utworzył silną linię bojową opartą o wzgórza na południe od miasta. Korpusy I i XI poniosły ogromne straty, ale Armię Potomacu wzmocniły oddziały z Korpusów II, III i V. Ten ostatni utworzył rezerwę. Południowców wzmocniły oddziały generała Longstreeta - uchodzące za elitarne dywizje Johna Bella Hooda i Lafayette Mc Lawsa. Generał Lee zamierzał zaatakować południowe skrzydło armii Unii, wzdłuż drogi z Emmitsburga mimo obiekcji Longstreeta, który atak ten miał wykonać. Wciąż nie było dywizji Picketta i Longstreet jak mówił - nie zamierzał iść do walki "w jednym bucie". Ponadto po przegrupowaniu zarówno Hood jak i Mc Laws stwierdzili, że nieprzyjacielskie pozycje są położono dużo głębiej i atak wzdłuż drogi nie ma sensu. Obaj postulowali głębokie obejście pozycji Unii i atak ze skrzydła. Konfederaci wielokrotnie w ten sposób zaskakiwali oddziały federalne, ale generał Lee tym razem odrzucił plan oskrzydlenia. Ponieważ konfederaci musieli się przegrupować marsze i kontrmarsze zajęły sporo czasu i korpus Longstreeta wraz z dodaną mu dywizją Andersona zajął pozycje do ataku dopiero około 14. W tym samym czasie dowodzący południowym skrzydłem Unii generał Sickles zdecydował się na wysunięcie swego III korpusu do przodu, na korzystniejsze jego zdaniem pozycje obronne położone wzdłuż drogi do Emmitsburga. Widok III korpusu rozciągniętego na milę , maszerującego z rozwiniętymi sztandarami i przy dźwiękach werbli robił duże wrażenie, jedynie dowódca II Korpusu generał Winfield Hancock stwierdził - "zaraz będą stamtąd wracać na łeb, na szyję". Paradoksalnie to manewr Sicklesa umożliwił konfederatom realizację ich planu ataku wzdłuż drogi do Emmitsburga - teraz mieli przeciwnika przed sobą i rozwinęli się do ataku. Longstreet miał zaatakować eszelonami od prawego skrzydła do centrum. Atak eszelonami polegał na natarciu na linię przeciwnika oddziałami po kolei, jeden po drugim. Taki sposób ataku z reguły wyczerpywał nieprzyjacielskie odwody i umożliwiał przełamanie linii obronnej, te jednak były dość potężne - na pole walki właśnie przybył VI Korpus Unii, więc V Korpus generała Sykesa dotąd stojący w rezerwie ruszył za III Korpusem.
Jako pierwsze ruszyły oddziały Hooda - brygada z Alabamy dowodzona przez 26 letniego profesora filozofii generała Evandera McIvera Lawa weszła na wzgórze Round Top i skierowała się na Little Round Top. Zdając sobie sprawę z zagrożenia generał Strong Vincent biegiem skierował na wzgórze swe oddziały. O szczyt wzgórza walczyły 15 pułk z Alabamy pułkownika Oatesa i 20 pułk z Maine pułkownika Chamberlaina, który zdążył zająć wzgórze tylko dlatego, że konfederaci czekali na Round Top kilkanaście minut na manierki z wodą. Cena wody okazała się być bardzo wysoka - konfederaci zostali po morderczej walce odparci. Atak powiódłby się, gdyby na Little Round Top skierowała się także wyznaczona do tego brygada Beninnga z Georgii, ale jego ludzie zmylili drogę i omyłkowo skierowali się wraz z teksańską brygadą Robertsona na Jaskinię Diabła. Już na początku starcia ciężką ranę odniósł generał Hood i dowództwo przejął generał Law - na wieść o tym Teksańczycy wpadli w furię i rzucili się na federalne pozycje wśród głazów i gruzowiska. Po zaciętej walce konfederaci zajęli Jaskinię Diabła, ale nie posunęli się już naprzód. Następna zaatakowała dywizja Mc Lawsa - mimo huraganowego ognia artylerii III Korpusu południowcy opanowali Brzoskwiniowy Sad i wdarli się na Pole Pszenicy przerywając obronę jankesów. W ostatniej chwili lukę w obronie wypełnili żołnierze V Korpusu - Ataki i kontrataki trwały kolejne dwie godziny, a Pole Pszenicy przechodziło z rąk do rąk pięć razy. Brygada z Mississippi generała Barksdale przerwała obronę na północnym skraju Pola Pszenicy i wdarła się głęboko w obronę Unii zagrażając jej trwałości i zdobywając dwie baterie armat. Brygada Wofforda idąc w jej ślad skierowała się na północ wychodząc na tyły federalnych trzymających linię wzdłuż drogi z Emmitsburga. Wtedy od frontu zaatakowały je kolejne oddziały południowców - należące do dywizji Andersona brygady Cadmusa Wilcoxa i Nicholasa Langa łatwo przerwały front i skierowały się na Grzbiet Cmentarny, po którego zajęciu przerwały obronę Armii Potomacu - była godzina 19.30 i nadchodził kulminacyjny moment starcia. Kolejne oddziały konfederackie - brygady Poseya i Mahone'a nie przystąpiły do ataku. Wesprzeć samotne brygady na Grzbiecie Cmentarnym próbował dowódca kolejnej w szyku dywizji generał William Dorsey Pender, ale ranny w udo został zniesiony z pola walki. Wsparcie otrzymały natomiast oddziały Unii i zepchnęły konfederatów z Cemetery Ridge. Zatrzymał się także atak brygady Barksdale'a - jedynej, która zdołała przekroczyć Śliwkowy Strumień. Brawurowo prowadzący atak Barksdale został ciężko ranny i jego ludzie cofnęli się zostawiając ciało swego dowódcy na przedpolu. Posiłki federalne, które odepchnęły konfederatów z Grzbietu Cmentarnego przybyły ze Wzgórza Culpa - umożliwiła im to bierność oddziałów konfederackich. Dopiero po zmroku generał Edward Johnson poprowadził swych ludzi do ataku. Nie zdołał skoordynować działań swych czterech brygad i pozycje Unii zaatakowały tylko dwie - brygada Steuarta złożona z pułków z Karoliny Północnej i z Maryland, oraz Brygada Haysa z Luizjany. Konfederaci zajęli opuszczone okopy pierwszej linii obrony i atakowały dalej, ale pozbawione wsparcia zostały zatrzymane, mimo to zajęcie okopów u stóp wzgórza poważnie zagroziło siłom Unii. Walki wygasły późną nocą - obie strony były już mocno wyczerpane walką. Wprawdzie III Korpus poniósł ogromne straty, ale wsparty rezerwami utrzymał front. U konfederatów zawiodła koordynacja działań - generał Lee praktycznie nie kontrolował wydarzeń i nie potrafił w odpowiednim momencie przedłużyć ataku siłami Andersona. Miało to konfederatów drogo kosztować.
Komentarze
Prześlij komentarz