Bunt na "Batavii" - 4 czerwca 1629

Fot. Replika statku Kompanii Wschodnioindyjskiej "Batavia" zacumowana w holenderskim porcie Lelystad. statek zbudowano w 1995, wyłącznie przy użyciu materiałów i technologii z XVII wieku.

W nocy 4 czerwca Anno Domini 1629 rozpoczęła się epopeja załogi i pasażerów należącego do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej statku "Batavia". „Batavia” wyruszyła w dziewiczą podróż pod kierownictwem „starszego kupca” (opperkoopman) François Pelsaerta, a statkiem dowodził kapitan Adriaen Jacobsz. Jednym z pasażerów na pokładzie był zbankrutowany aptekarz Jeronimus Cornelisz. W czasie podróży Jacobsz i Cornelisz zaprzyjaźnili się i postanowili sprowokować bunt na pokładzie w celu porwania statku. Obaj pragnęli osiedlić się w miejscu, które pozwoliłoby im na rozpoczęcie nowego życia, w czym miały im pomóc znajdujące się na pokładzie statku srebro i złoto. W drodze do Indii Wschodnich Jacobsz specjalnie opuścił konwój, w którym płynęła „Batavia” i spiskowcy wraz z niewielką grupą marynarzy usiłowali sprowokować incydent, który miał doprowadzić do buntu większości marynarzy, co jednak im się nie udało. Otóż, jeden z marynarzy wysmarował smołą twarz Lukrecji van der Mylen, co miało sprowokować konfrontację, jednakże zdecydowana postawa żołnierzy piechoty morskiej zapobiegła tumultowi na pokładzie, a sprawca zawisł na rei. Właśnie 4 czerwca w nocy, podczas wachty Jacobsza statek wpadł na rafę koralową u brzegów niewielkiej wysepki Beacon, położonej blisko zachodnich brzegów Australii. Po ocenieniu przez cieślę okrętowego rozmiaru uszkodzeń i stwierdzeniu, że statek jest stracony postanowiono ewakuować wszystkich na pokładzie (na statku było 341 osób) na pobliską wysepkę. W skutek załamania dyscypliny (część osób po prostu upiła się) utonęło 40 osób. Po pełnej grozy nocy, rozbitkowie zorientowali się, że znaleźli się na niewielkim archipelagu, którego istnienia żeglarze nie byli świadomi, co gorsza wskutek działań Jacobsza nie do końca zdawali sobie sprawę, gdzie właściwie się znajdują.
Fot. Ewakuacja z rozbitej "Batavii".

Ponieważ na wyspie nie znaleziono źródeł wody kapitan Pelsaert zdecydował się popłynąć szalupą okrętową do Batavii i sprowadzić w ten sposób pomoc. Na 10 metrowej szalupie odpłynęło oprócz Pelsaerta jeszcze 32 ludzi, w tym kapitan Ariaen Jacobsz, by po 33 dniach żeglugi dotrzeć do upragnionego celu podróży. Rejs ten był niezwykłym wyczynem nawigacyjnym świadczącym o bardzo wysokich umiejętnościach ówczesnych holenderskich żeglarzy. tym czasem na wyspie władze przejął najstarszy rangą urzędnik - Cornelisz. Skłonił grupkę żołnierzy piechoty morskiej do rejsu na sąsiednią wyspę w celu poszukania źródeł wody i pożywienia dla rozbitków. Żołnierze wyruszyli na zbitej z resztek "Batavii" tratwie pozostawiając swą broń - według słów Cornelisza w takiej wyprawie byłaby im tylko zawadą. Na górzystej wysepce na której wylądowali żołnierze znaleźli wodę i liczne kolonie ptactwa, więc natychmiast rozpalili ogniska, co było umówionym wcześniej sygnałem dla reszty rozbitków świadczącym o sukcesie ich ekspedycji. ku ich zdziwieniu nikt nie wyruszył ich śladem, więc utrzymywali rozpalone ognie przez kilka kolejnych dni. Szok wśród żołnierzy wywołało pojawienie się jednego z pasażerów, który dopłynął do ich wysepki wpław i pokryty był ranami.
Fot. Masakra na wyspie Cornelisza.

Ocalony pasażer wyznał, że natychmiast po odpłynięciu żołnierzy Cornelisz rozdał ich broń swym ludziom, którzy dokonali masakry pasażerów. W ten sposób Cornelisz i jego kamraci pozbyli się nie wtajemniczonych w spisek i tych, którzy byli im po prostu nie potrzebni. Sam Cornelisz kazał się tytułować admirałem i stworzył mini dwór, adorując nieszczęsną Lukrecję van der Mylen - córkę zamożnego kupca z Batavii. Żołnierze rozumiejąc, że teraz ich kolej nie zamierzali dać się zmasakrować bez walki. Wybrali spomiędzy siebie przywódcę - został nim prosty żołnierz nazwiskiem Wiebbe Hayes, który rozpoczął przygotowania do obrony swej wysepki. Żołnierze zbudowali prowizoryczne umocnienia i uzbroili się w wykonane naprędce z posiadanych materiałów maczugi i piki. Oczekiwany przez przygotowanych w ten sposób żołnierzy atak zakończył się klęska ludzi Cornelisza. Nie chcąc marnować cennego prochu i kul niezbędnych do opanowania oczekiwanego statku ratowniczego Cornelisz zdecydował się na podstęp i podczas spotkanie z ludźmi Hayesa usiłował część z nich przekupić i przeciągnąć na swoją stronę, jednakże nikt nie zdradził przywódcy i po krótkiej szamotaninie żołnierze obezwładnili Cornelisza i jego towarzyszy. W obozie buntowników władzę przejął marynarz nazwiskiem Wouter Loos, jednakże kolejny atak na wyspę żołnierzy w celu odbicia Cornelisza nie powiódł się. Wtedy na horyzoncie rozbitkowie ujrzeli żagle wysłanego na ratunek z Batavii okrętu wojennego "Bueren". 
Fot. "Bueren" przybywa na ratunek.
Ochotnik z grupy Wiebbe Hayesa wpław dotarł do "Buerena" i powiadomił jego załogę i planowanym przez buntowników przejęciu statku, więc rozbrojenie ludzi Woutera Loosa nie nastręczyło licznej i dobrze uzbrojonej grupie ratowników większych problemów. Od razu też rozpoczęto sąd nad winnymi straszliwych zbrodni  na wyspie Cornelisza - doliczono się 125 ofiar mordów, głownie kobiet i dzieci. po uprzednim obcięciu rąk, wszyscy z buntowników z wyjątkiem dwóch marynarzy zostali powieszeni. Wobec owej dwójki marynarzy zastosowano nadzwyczajną łaskę uznając ich wkład w prowadzone śledztwo i po dopłynięciu do brzegów nieznanego lądu (Australii!!!) wysadzono ich na brzeg w miejscu, gdzie odkryto ślady ludzi wiodące w głąb lądu. Nigdy więcej ich już nie widziano.
Fot. Kaźń buntowników Cornelisza.
Pelsaert po powrocie do Batavii na pokładzie "Buerena" stanął przed sądem Kompanii pod zarzutem nieudolności, ale choć go uniewinniono nigdy więcej nie otrzymał już dowodzenia statkiem. Ryciny zamieszczone w poście stanowią ilustracje do wydanej przez niego książki o tych wydarzeniach, która stała się ówczesnym bestsellerem. Wiebbe Hayes został promowany do rangi podoficera i dożył swych dni ciesząc się ogromnym szacunkiem. Co ciekawe, dziesiątki lat później brytyjscy koloniści po dotarciu do zachodnich wybrzeży Australii zgłaszali kontakty z Aborygenami o wyjątkowo jasnej skórze, więc możliwym jest, że owa dwójka skruszonych buntowników przyłączyła się do któregoś z plemion Aborygenów. W 1970 ekspedycja naukowa odnalazła wrak "Batavii" u brzegów wysp Abrolhos i zdołała wydobyć elementy pokładowego wyposażenia po całych wiekach spoczywania na dnie oceanu. Ekspedycja odkryła też ślady mającego miejsce na wyspach dramatu - groby zamordowanych i pozostałości prowizorycznego więzienia, w którym Jacobsz, Cornelisz i inni doczekali się sprawiedliwości.







Komentarze

  1. Co za historia! Ale to obcinanie rąk przed powieszeniem to już chyba przesada 😅 czekam na kolejne artykuły!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz